Blady świt. Któryś z kramarzy usiłuje przy pomocy zestawu pochodni przyśpieszyć nadejście dnia i klienteli, na dodatek chlapnął na kwacze jakimś specyfikiem, który być może działa na insekty, ale też na pewno kopie potężnie w nozdrza.
- Chodźmy stąd, Cadronie - jęknął Hondelyk robiąc cierpiętniczą minę.
- O nie! Taki targ? Nie po tom się z tobą kłócił pół dnia, nie po tom wywalczył o dzień późniejszy odjazd, prawda?..
- Ughp! - Żeby teraz, zanim rozkwitnie bazarowe święto, wyjeżdżać! Niedoczekanie...
- W-hughtp?
- Rozumiem, panie, twoją zamaskowaną stęknięciami ocenę - może i cuchnie tu, bo - jak pieśń głosi... - Cadron zaczerpnął powietrza i zanim Hondelyk zdążył go powstrzymać zaśpiewał mocnym falsetem: -...Za-a-anim nocne mgły opadną, trzeba ruszyć w stronę gó-óór...
- Twój dobry humor jest mocniejszy niż smród i niźli on mi milszy, ponadto jest w lepszym guście niż wystawione tu towary - rzucił zgryźliwie Hondelyk z niesmakiem rozglądając się po otoczeniu. - Ale tego samego nie powiedziałbym o głosie, który - i owszem - mocny jest.
Cadron zachichotał i wprawnie oraz bez szacunku dla pospólstwa rozgarniając ręką tłum ruszył do przodu.
- Mam sentyment do takich targów - oznajmił przez ramię. - W moim rodzinnym Terpin Gorze były takie co tydzień. Uwielbiałem myszkować po nich, gapić się na tancerki z Barsolaine, na juryńskich zaklinaczy węży, cyrki pcheł...
- Ha! Tu musiało przyjechać ich sporo, ale artystki im się rozbiegły - wskoczył mu w słowo Hondelyk. - Przynajmniej po zajeździe.
-... smakując kwaśne kichy, serbet z beczek, zimny, słodki i aromatyczny - ciągnął Cadron nie zrażony sceptycyzmem rycerza.
- To minione - zaoponował Hondelyk - Nie ma już...
Cadron gwałtownie się zatrzymał, wyciągnął w górę szyję i zaczął węszyć. Uciszył szybkim uniesieniem ręki w górę towarzysza, niczym czapla kręcił głową we wszystkie strony, po czym runął w bok machając zachęcająco ręką. Rozgarniany przez niego tłum natychmiast po przejściu zwierał szeregi, ale przed Hondelykiem ponownie sam i to sprawnie rozsuwał się na boki. Wysoka postać, długimi krokami połykająca przestrzeń, chociaż niosąca uśmiech na twarzy, wymuszała szacunek na plebsie; nawet po jej przejściu korytarz zarastał wolniej niż po Cadronie. Ten tymczasem zanurkował pod kilkoma płóciennymi dachami i zniknął z pola widzenia rycerza. Gdy Hondelyk zbliżył się do pierwszego z szeregu owych kramów jego właściciel zrobił minę, jakby chciał przesunąć cały stragan, ale nie zdążył, bo Hondelyk powtórzył manewr Cadrona i ominął oddychającego z ulgą kramarza. Cadron stał już przy niskim tłustym spoconym mężczyźnie w zatłuszczonym pierwszy raz kiedyś przed laty i niepranym od tej pory kitlu. Pierś, pulchne ramiona i okrągła, niemal beznosa twarz wystawała ponad przesiąkniętą tłuszczem, ale wyskrobaną do czysta ladę, a ze stojących po bokach tłuściocha saganów waliła para i - Hondelyk poczuł gwałtowny napływ śliny do ust - niebiański aromat. Cadron rzucił już kukowi monetę i teraz stał z wyciągniętą w niemal żebraczym geście prawą ręką, lewą opierał na ladzie i niecierpliwie wybijał palcami jakiś nerwowy rytm. Przestępował z nogi na nogę i nawet palce stóp wyginały mocną skórę na czubkach butów.
- Dawaj-dawaj-daw-daw-daw!.. - powtarzał jak działające tylko przy szybkim wymawianiu zaklęcie.
Tłuścioch zdążył już nienajczystszą ścierką spenetrować wnętrze wziętej ze stosu miski - Hondelyk szybko odwrócił wzrok, żeby nie zastanawiać się ścierka czy miska wygrają w konkursie brudu - i posapując wrzucił do niej cztery czarne napęczniałe kiełbaski. Zerknął na Hondelyka, sięgnął pod ladę i wyjąwszy płaskie pudło szybko otworzył je, zgrabnie wyszarpnął owalny śnieżnobiały talerz, nałożył pięć sztuk specjału, dołożył lśniący widelec z płaskimi zębami, nóż, i wszystko to podał z lekkim ukłonem Hondelykowi. Rycerz podziękował skinieniem głowy i trzymając talerz rozejrzał się dokoła. Cadron zerknął nań spod oka rozszarpując zębami pierwszą kiełbaskę i mrucząc coś pod nosem.
- Chodźmy tam, na trawę - wskazał głową kierunek Hondelyk i ruszył pierwszy.
- Byhle niehalecho - wymamrotał z pełnymi ustami Cadron, ale potulnie podążył za panem.
Hondelyk pierwszy przekroczył niepisaną granicę targu, jeszcze krok temu był ścisk, gwar, nerwowa bieganina kupujących i machanie rąk sprzedawców, teraz, o krok zaledwie - spokojna zielona murawa, niewiele nawet śmieci, nieśmiałe słońce z góry.
- Rosa - oznajmił Hondelyk patrząc z góry na trawę. - A! - skrzywił się lekceważąco Cadron, skrzyżował nogi i runął na trawę całą uwagę poświęcając misce, potem jednak odstawił ją, zrzucił swój skórzany kubrak i rozścielił go na trawie dla Hondelyka. Nie czekając na podziękowania wrócił do łapczywego pożerania kichy. - Żebym tak się nie podniósł z tej trawy: zupełnie jak z dzieciństwa! - powiedział szybko, najwyraźniej chcąc usprawiedliwić swoje zachowanie.
Hondelyk pokiwał głową, usiadł na kubraku i ustawiwszy talerz na udach ukroił kawałek i włożył do ust. Jeszcze raz pokiwał głową, ale już zupełnie inaczej.
- Nie mówiłem? - ucieszył się Cadron. Kończył trzecią kichę, szybko obejrzał się za siebie i uspokojony widokiem targu odetchnął głęboko przed zaatakowaniem ostatniej już kiełbaski. - Oj, jak dobrze, że zostaliśmy - powiedział.
- Oj, dobrze - przyznał Hondelyk. - Rzeczywiście - rzadko... mmm... mamy okazje do takich... mmm... uczt. - W przeciwieństwie do Cadrona nie denerwował się, nie miał gorączkowych ruchów, jadł i mówił niemal nie przerywając i jedzenia i mówienia, ale gdy Cadron rzucił szybkie spojrzenie na talerz rycerza zobaczył, że zostały na nim tylko dwie kiszki. - Jest kilka takich prostych rzeczy, do których tęskni moje brzucho: braska z jarzębiny, nikt już takiej nie robi; gałuchy z knapami i jeruchą; sieniawy nie miałem w ustach od kilkunastu lat; karpia w glinie bym zjadł, ale nie spotkałem takiej gliny jak w ... - Zamyślił się na krótką chwilę i Cadron nie usłyszał, gdzie była najlepsza do karpia glina. Zamyślone spojrzenie rycerza omiotło najbliższą okolicę i odrobinę zmieniło się. Cadron wolno przekręcił głowę, żeby sprawdzić na co patrzy Hondelyk. - Toteż... - zaczął i nie dokończył rycerz.
Ciąg dalszy do przeczytania w najnowszym zbiorze... W przyszłości być może "On Line"...