Wieczór przeciągał się leniwie - niczym syty kot prężył grzbiet i przesuwał się pod dłonią pana, stwarzając wrażenie, że jest dłuższy niż w rzeczywistości. Za oknami, za ścianami długi jesienny wieczór, mokry, chłodny jak jęzor psa, który spotkał na polu nie zamarzniętą jeszcze kałużę; przed szczodrym ogniem w kominku wieczór odsunięty światłem i ciepłem, leniwy. Hondelyk poprawił się w fotelu, przesunął bose stopy, podkulił palce rumiane od ciepła bijącego z kominka. Chwilę przyglądał się z zainteresowaniem ewolucjom swoich stóp, które kręciły się, kurczyły i prostowały palce, rozwierały je na kształt wachlarza i zwijały. Obcisłe skórzane spodnie, z nogawkami ciemniejszymi tam, gdzie chroniły je długie buty i nieco jaśniejszymi wyżej, nie kryły kształtu długich mocnych nóg. Był wysokim mężczyzną, co widać było nawet gdy siedział - zajmował fotel, zydel, na którym opierał łydki a część nóg i tak jeszcze wisiała w powietrzu między oporami. Jedna ręka opierała się o stół w pobliżu kufla, druga leżała na brzuchu. Głowę odchylił na wysokie oparcie, kręcił nią to patrząc na płomienie w kominku, to zerkając na Cadrona. Na szczupłej wydłużonej twarzy malował się teraz spokój i syte rozleniwienie, ale można było z oczu, ich oprawy i bruzd wzdłuż nosa wyczytać, że migiem mogą przekształcić się w twardą maskę, której wyraz zapadnie w pamięć temu, kto ją na oblicze Hondelyka wywoła. Skórzane buty z wysokimi cholewami stały w prawidłach nieco z boku, parowały. Cadron widząc to pochylił się i przesunął odrobinę, sprawdził zewnętrzną stroną dłoni jaka ilość ciepła dociera do butów, okręcił je żeby sechł drugi bok.
- Daj spokój, i tak już nigdzie dzisiaj nie będę wychodził - mruknął Hondelyk przeciągając się w wygodnym fotelu. Gdy trzasnęły wyciągnięte stawy, stęknął i opuszczając rękę sięgnął po wysoki kufel z grzanym piwem. - Jutro może pójdę na ten ich targ, zobaczę co tu jest... Posiedzimy jeszcze ze dwa dni i ruszamy. Popas nam się przydał, ale ciągnie mnie dalej. Mamy...
Ktoś lekko zapukał do drzwi. Cadron podniósł głowę, popatrzył na Hondelyka i pokiwał głową jakby z wyrzutem: "Wykrakałeś!", potem podparł dłońmi kolana i podniósł się ze stęknięciem. Trzasnęły stare stawy, strzepnął poły zadartego do góry kaftana.
- Otworzyć?
Ciąg dalszy do przeczytania w najnowszym zbiorze... W przyszłości być może "On Line"...