Aktualizacja: 06.09.2024
"Pasożyt"
Antologia "Rok 1984"
Zbiory opowiadań "Najważniejszy dzień 111394 roku", "Inferno Nr 3", "Czy to pan zamawiał tortury", "Raptowny fartu brak"

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Oporna kuleczka za żadne skarby nie chciała wtoczyć się do środka labiryntu, co, w myśl umowy pomiędzy Kitem, Martinsonem i Babuschką równało się zwolnieniu z przyrządzania posiłków dla załogi. Niestety po raz osiemnasty rozległa się syrena, ściany labiryntu wsiąkły w podstawę, by po chwili ukazać się w zupełnie innym już układzie. Babuschka westchnął i postanowił spróbować jeszcze dwa razy. Do pełnej dwudziestki.

Tym razem zastosował inną taktykę. Pchnął kulkę do przodu, a następnie puścił bezładną serię uderzeń z prawej i lewej. Licznik błędów radośnie zapulsował przekroczonym limitem, a kulka i ścianki rozpłynęły się, Babuschka pokazał wrednej maszynie język i już miał zacząć ostatnią grę, gdy drzwi otworzyły się i .do sali relaksu wszedł Kit.

Babuschka szybko odsunął się od manipulatora w stronę regału z literaturą, odciągając niejako komandora od Labiryntu i zjadliwie pomarańczowej cyferki ,,19" w okienku licznika gier. Manewr prawie się udał, Kit, nie patrząc na tablo, przysiadł na płycie.

-- Odbieramy bombę.

-- O? O co chodzi? -- Babuschka gorączkowo kombinował jak ściągnąć dowódcę na siebie.

-- Jeszcze nie wiadomo. Zagramy? -- Kit postukał palcem w skrzynię automatu, na którym siedział.

Babuschka zebrał cały swój zapas woli i słabo zaprzeczył.

-- Ale na innych warunkach -- kusił Kil.

-- Nieee... Nie! -- stanowczo już zaprzeczył Babuschka. -- Na jakich?

-- Za trafienie -- podwójna stawka. Znaczy - podwajamy stan aktualny. Pięć sekund na wjazd do środka labiryntu. No?

"Pięć sekund? Chyba zwariował!" -- przemknęło Babuschce przez głowę.

-- A jeżeli nie wyrobisz się?

-- Noo, też dwukrotnie... Będę ci winien... Ile tam? Dziesięć. I jak?

-- Wal -- Babuschka przysunął się bliżej.

Kit odwrócił się do manipoola. Odblokował start, zatarł ręce i wyprowadził kuleczkę z lejka. Przez sekundę utrzymywał ją nieruchomo, a potem pchnął do przodu. Gdy wydawało się, że kulka stuknie w ściankę uderzył mocno kolanem w skrzynię. Posłuszna kulka przeleciała nad ściankami lądując w centrum labiryntu. Cała operacja trwała niecałe trzy sekundy. Kit triumfalnie uniósł brwi i rozłożył ręce, jakby pokazując, że nie miał drugiej kulki w rękawie. Potem pokazał Babuschce pięć palców i wyszedł.

Babuschka runął do maszyny. Trzęsącymi się rękami wyprowadził kulkę, drżała lekko, ale stała w miejscu. Oblizał wargi i walnął kolanem w skrzynię. Przeszywający ból rzucił go na podłogę, jęczał i masował zdrętwiałą nogę, gdy nagle zauważył, że Kit przed wyjściem zdążył zablokować amortyzatory manipoola.

- Idziesz do sterowni czy poleżysz jeszcze chwilkę? -- głos Martinsona poderwał Babuschce z podłogi. Stali, Kit z Martinsonem, w drzwiach. Poważni.

-- Idę, idę -- Babuschka wyprostował się i prawie nie kulejąc podążył za kolegami.

Spokojna zielona linia na jednym z ekranów pulpitu łączności wskazywała, że trwa właśnie odbiór skondensowanej podstawowej informacji, a wskaźnik obok informował o przyjęciu już danych, niezbędnych do podjęcia pierwszych działań, zanim cały przekaz zostanie "rozciągnięty" i zdeszyfrowany.

Martinson i Babuschka usiedli w fotelach, Kit wysłuchał tekstu oparty o stół.

-- Do wszystkich statków znajdujących się w odległości trzech jednostek od regionu Comoensa o ogranicznikach 17 i 264. Dotyczy statków: SP-122, SP-971, SP-886 i SP-349. Stopień ograniczenia informacji: dwa - zabrzmiało w głośnikach.

Babuschka gwizdnął cichutko -- nie odbierał dotychczas informacji o tym stopniu ograniczenia. Ze sprawa jest poważna -- to wiadomo. Nie przysyła się bomby ot, lak sobie! Ale stopień dwa!?

-- Szesnaście godzin temu zaginął SP-64. Okoliczności zaginięcia identyczne Jak w przypadku SP-187. Rozwinięcie danych -- w informacji podstawowej. Zachować szczególną ostrożność. -- głos umilkł.

-- No i co? -- Kil usiadł naprzeciwko Martinsona i Babuschki.

-- Co "no i co?". Nic. Lecimy tam i rozejrzymy się na miejscu.

-- Co to za sprawa z zaginięciem SP-187? -- Babuschka nie znał tej historii.

-- Niewiele wiadomo. Zameldowali, że mają coś na kontaktowej. Potem to coś zaczęło uciekać. Zaczęli to gonić, weszli w tunel i... cisza do dzisiaj.

-- Kiedy to było?

-- Ze dwa lata temu. Przesłuchasz bombę, to się dowiesz -- Kit poinformował w ten sposób pilota o czekającej go pracy. -- Na pewno będzie lam komplet informacji o obu zaginięciach. Martin, my poprowadzimy statek do Comoensa.

Z jednej strony było to niesprawiedliwe, ponieważ to Babuschka był pilotem i to on powinien wprowadzić statek w tunel. Z drugiej jednak - wiedział najmniej o tych zaginionych statkach, potulnie poczekał więc na zakończenie seansu i zabrał się do czytania raportów. Mniej więcej po godzinie dołączyli do niego pozostali, ale obaj wertowali tylko raport, koncentrując się na wybranych jego fragmentach.

Po trzech godzinach Babuschka przetarł oczy, zgarnął notatki i wstał od stołu.

--Skończyłeś? -- Kit od dłuższej Już chwili krążył po pomieszczeniu. Martinsona nie było.

-- Tak. Wynotowałem tu parę momentów. Gdzie Martin?

-- Przegląda nasze uzbrojenie. Zaraz skończy to pogadamy.

-- To ja zrobię coś do jedzenia.

-- Byle szybko. I myśl. Cały czas myśl.

-- Myślę, myślę -- Babuschka pobiegł do jadalni, Parę minut później siedzieli w komplecie przy stole.

-- Zaczynaj -- Kit łyknął ze szklanki.

-- No więc tak. SP-187 zaginął dwa i pół roku temu... A może nie mówić o tym? Znacie tę sprawę... - Babuschka spojrzał na przyjaciół.

-- Mów. Może coś się skojarzy, przypomni...

-- No dobrze. Trzyosobowa załoga, standardowy patrol. Spotkali coś, co nie dało się zbliżyć do siebie, uciekało aż weszli w tunel i urwała się łączność. Żadnych śladów awarii, nic nie wskazuje na chorobę, halucynacje... Po prostu zniknęli -- Babuschka wzruszył ramionami,

-- Albo gdzieś pędzą... -- mruknął Kit.

-- No tak. Albo gdzieś pędzą -- zgodził się Babuschka.

-- Dalej -- pogonił Kit.

-- Teraz ten SP-64. Tu jest trochę nietypowo. Załoga jednoosobowa -- tylko pilot Kalet -- Martinson zacisnął pięści. Babuschka spojrzał na niego zdumiony.

-- No? -- Kit wyprostował się w fotelu.

-- Nawigator odwoził patroletką komandora do: bazy. Był ranny po przypadkowym wybuchu zbiornika tlenowego robota-spawacza, I miał wrócić za trzy dni z zastępcą. W tym czasie osamotniony Kalet zameldował, że ma na optycznej gościa. Takiego samego jak w przypadku SP-187. Nadał serię sygnałów, ale pozostały bez odpowiedzi. Spróbował się zbliżyć, to coś uciekało. Zameldował, że będzie to gonić jakiś czas, potem wyłączył łączność i zniknął. Wiemy jeszcze, że rozpędzał statek aż do podświetlnej i że wszedł w tunel. Tak samo jak tamci, i od tego czasu cisza -- Babuschka łyknął soku. Przygotowanego naprędce obiadu nikt nie ruszył.

-- Taaak... -- Martinson uniósł głowę i popatrzył na kolegów. - Mamy gości...

-- Stosują stałą taktykę -- pośpieszył się wtrącić Babuschka. -- Wabią statki iii... pyk! -- strzelił Palcami.

-- Co: "Iii!" -- rzucił się Martinson. -- Na razie nic konkretnego nie wiemy. Polecieli za nimi, a to jeszcze nie znaczy, że nie wrócą -- wstał od stołu.

-- Idę spać. Wam też radzę. Sądzę, że mamy parę godzin czasu.

Mylił się- Wyszli z tunelu po osiemdziesięciu minutach i rozpoczęli hamowanie. Jeszcze dwadzieścia minut na statku panowała cisza. A potem...

Sygnał alarmu uruchomił Kit. Gdy Babuschka wpadł do sterówki Martinson byt już tam również. Obaj przykleili się do radaru dalekiego zasięgu. To coś było jeszcze za daleko, by inne automaty mogły je zauważyć.

Babuschka zajrzał Martinsonowi przez ramię.

-- Jaka odległość?

-- Masz... -- Martin podał pilotowi dane, a sam podszedł do swego pulpitu i zaczął coś obliczać. Babuschka nie zdążył nawet skończyć odczytywania, gdy usłyszeli głos Kita:

-- Na miejsca.

Babuschka jednym susem dopadł swego fotela.

Ciąg dalszy do przeczytania w najnowszym zbiorze... W przyszłości być może "On Line"...