"W Iezziorana-H. Czarpar"
Miesięcznik sieciowy Fahrenheit 12.99
"Literatura"
No i stało się znowu: Literaturoznawcy nie ma!
Pojechał sobie chłopak na wakacje, a ja (jako jedyny już żywy członek
redakcji trwam (trwię?) na stanowisku. Tak jak przed rokiem musze go
zastąpić. Pewnie... Jak już nikt nie chce pełnić jakichkolwiek
obowiązków... tylko GIN na stanowisku. Nie wyjeżdżam na wakacje, trwam w
twierdzy ostatniego organu Festung Breslau, jestem (jak idiota)
obowiązkowy. Jestem mastodontem. Jestem reliktem zamierzchłych epok.
Jestem ostatni w swoim gatunku. "Jeszcze Polska nie zginęęęęła, póki GIN w
Fahrenheit'cie!"... Jestem sam. Co nadmieniłem parokrotnie w niniejszym
numerze.
Przyznam się szczerze: nie chce mi
sie pisać całej, sążnistej niekiedy, zawartości działu "Literatura". I w
związku z tym postanowiłem sparodiować parodię. Teraz otrzymacie wspaniałą
(tak, tak!!!) parodię, działu "W Jezioranach".
A ponieważ jestem świntuchem, więc... osoby
bogobojne i nie lubiące świństw niech nie czytają tego co poniżej pod
żadnym pozorem...
Czarpar (virtual) apokryf by Hrabia Du'Piast y coś tam...
[znaczy: "W Jezioranach - część 2 ("Kopuladze strikes back") ]
Białowłosy stanął na trakcie, a właściwie na tej jego części co wiodła do karczmy.
- Gwałcą? - spytał cicho dowódcę oddziału
szturmowego.
- Tak Pani! - dowódca przygryzł
wargi w nagłym zdenerwowaniu. - Tak, Panie! Chciałem powiedzieć... O
szlag, szlag, szlag! Zostanę ścięty na samym początku opowiadania przez
głupie przejęzyczenie! Szlag....
Białowłosy
ściął dowódcę za głupie przejęzyczenie. Obserwował jednocześnie
ciemniejący na tle lasu budynek karczmy skąd dobiegały jęki gwałconych
kobiet.
- Ilu ich? - spytał zastępcę dowódcy.
Ten jednak milczał jak
zaklęty.
- Pewnie siła ich, co? - dopytywał
się Białowłosy. - No gadajcie, psie juchy, bo zaraz zetnę
któregoś...
- Siła, siła, siła!!! - z nagła
rozległy się głosy wokół.
- Pewnie ze czterech
będzie - odezwał się dziesiętnik niepytany. - Albo może nawet
dwóch...
- A nas ilu? - Białowłosy miał
wyraźne problemy z matematyką.
- A nas będzie
ze trzystu! - krzyknął dziesiętnik. - Siły więc równe! - zaraportował. -
Ich dwóch, nas trzystu - podłubał palcem w zębie. - Jakąś tam szansę mamy
by ujść z życiem!
Białowłosy wyjął z
przewieszonej na plecach pochwy swój straszliwy miecz zwany Si... Si...
Si... Siiiiiiiiill! A nazwa jego stąd się brała, że każdy kto zobaczył
obnażone ostrze najpierw jąkać się zaczynał, potem lać po nogach ze
strachu, a potem, po cięciu to już tylko cieniutkie, kastrackie
"iiiiiiiiiiiiii" był w stanie wydobyć z gardzieli.
- No to uderzymy na zbójców - wrzasnął
Białowłosy. - Wyciągnijcie swą broń. Jeśli są tu ludzie
honoru...
- Są! Są!!! No są!!! - darł się
staruszek o kulach, który przyplątał się do oddziału na ostatnim postoju.
- On nie powiedział "ludzie odoru" -
wyjaśniał dziadkowi dziesiętnik. - Tylko "ludzie
honoru".
- Aaaaaaaaaa... - stary zrozumiał
nareszcie. - To przepraszam! - krzyknął. - Przepraszam. Ja
niedosłyszę!!!
Białowłosy podjął swą
mowę.
- Jeśli są ze mną tacy co honor ponad
wszystko mają...
- Są! Są! No są!!! - darł się
staruszek.
- On nie powiedział "co od rana
wódkę ćpają" - wyjaśniał dziesiętnik. - Tylko "co honor ponad wszystko
mają"...
- Aaaaaaaaaaaaaa... - zrozumiał
staruszek. - A to przepraszam. Przepraszam! - krzyczał. - Ja
nie-do-sły-szę!!! - tłumaczył głośno.
Białowłosy zmełł przekleństwo.
- Jeśli są tu
tacy, co honor mają większy niż stąd do lasa... - podjął
znowu.
Dziesiętnik uprzedził zgłoszenie
staruszka.
- On nie powiedział "ci co ręką
[...] k[...]a"...
- Aaaaaaaaa... - zrozumiał
staruszek. - To nic, nic, synku. - zwrócił się do Białowłosego. - Nic się
nie martw. Wyspowiadasz się z tego kapłanowi w chramie. I znajdź se
wreszcie jakąś białogłowę!
Białowłosy cudem
jakimś powstrzymał się od ścięcia dziadka. Podszedł do okutych odrzwi
karczmy.
- Hej wy tam! - ryknął -
wychodzić!!!
Odrzwia rozwarły się nagle na
kształt rozwieranych odrzwi i... I... I stanął w nich kacerz nad
kacerze... Baron Fuckmayer we własnej osobie. Trzystuosobowy oddział
stracił ducha bojowego. Ale to jeszcze nic. Zza pleców barona wysunęła się
niska, kędzierzawa postać.
- Jam Gruzin
Kopuladze! - oznajmiła postać wyjmując miecz z
pochwy.
- Jak? Waginadze? Menstruadze? -
dopytywał się staruszek. - Jebanadze? Onanizadze? Srałnadesce-dze?
Przepraszam! Ja nie-do-sły-szę! - wyjaśniał spokojnie.
- Kopuladze! - warknął
Gruzin.
- Korpus na wadze? Jaki korpus? - nie
mógł się uspokoić dziadek. - Ja słyszałem wyraźnie: "Rozwolniony kał na
wardze"!
- Jaki k[...]a, rozwolniony? -
zdziwił się Gruzin.
Staruszek zbliżył się do
niego.
- Roz-wol-nio-ny! - powtarzał głośno. -
Powiedziałem: "roz-wol-nio-ny"!
- No o to
właśnie pytam - zdenerwował się Gruzin. - Jaki
rozwolniony?
- No mówię: "roz-wol-nio-ny"! I
nie mów "Kaki" tylko "kupa" albo "kał".
-
Powiedziałem: "jaki" - wrzasnął Gruzin.
- Toż
mówię... Dorosły człek nie mówi "kaki" tylko "kupa". Rozumiesz? "Kupa"
albo "kał", tudzież "gówno"! "Eks-kre-men-ta"!
Gruzinem zatrzęsło ze
złości.
- Fuckmayer, daj skręta! -
szepnął.
- Nie: "Daj skręta" - tłumaczył
staruszek. - Tylko: "Ekskrementa"! Ty co? - zdziwił się. - Też
niedosłyszysz?
- Zaraz was wszystkich
zapierdolimy! - wrzasnął Fuckmayer.
Trzystuosobowy oddział runął do ucieczki jak jeden mąż. Pozostał na placu
boju jedynie staruszek, bo nie dosłyszał, i Białowłosy bo nie rozumiał
łaciny, w której padło złowieszcze zdanie.
I
stało się co stać się musiało. I runął do przodu Gruzin nabijając się na
Si... Si... Si... Siiiiiiiilla bowiem zamiast "wszystkich zapierdolimy"
usłyszał "wszyscy się nawalimy"... Rzeczywiście niedosłyszał, skoro ruszył
w stronę składu zacieru zamiast na wroga.
Fuckmayer jednak, nie dał się zwieść. Wyjął miecz, wziął zamach i...
Niestety! Dziadek dobył swojego składanego Mannlichera i wbił go baronowi
w brzuch.
- Ty... ty... ty jesteś "Zapalenie
spojówek" - wycharczał leżący na plecach Fuckmayer rozpoznając broń. - Ale
świetnie grałeś niedosłyszącego dziadka!
- Nie
grałem - krzyknął "Zapalenie spojówek". - Sam przebiłem sobie bębenki
uszne igłą, żeby lepiej wypaść i... naprawdę
niedosłyszę...
- Bogowie! - szepnął Fuckmayer
tężejącymi wargami. - Mistrz!
- Ty świnio?
Coś powiedział??? - "Zapalenie spojówek" chwycił mocniej rękojeść swojego
miecza. - Teraz cię wykończę!
-
Litości!!!
- Co? Miłości??? - "Zapalenie
spojówek" wzruszył ramionami. - Miłości ci się w takiej chwili zachciewa?
- splunął na pokryty kurzem trakt. - A zresztą...
dobra!
Odwróćmy oczy od dalszych
wydarzeń...
GIN