Dziewczynka prysnęła przez izbę w zgrabnej kwarcie, pół kwarty piwa stojące na stole w ozdobnym nocniku prysnęło na podłogę. Dziewczynka wykonała chytry unik, sięgnęła nogą i piwo wlało się z powrotem do nocnika. Zadowolona oparła się szpicem sztyletu w podłogę i zręcznie przekręciła się przez głowę na drugą stronę klingi. Z hukiem runęła szafa martharrańska, stojąca dotąd przy ścianie. Kiedyś sześciu chłopa usiłowało ją przesunąć, ale pajęczyny i zaschnięty brud trzymały ją pewnie w tym miejscu. Zodowolone dziecko zakręciło się w szaleńczym piruecie, daga, zagięty sztylet roboty mistrzów z Ygraghieyelenu migotał w wirze przyprawiając patrzącego o ból źrenic.
- Piś...ć... - szmer szeptu... Och, to już było!..
Do drzwi ktoś chciał zastukać.
Dziecko przerwało wirowanie, podciągnęło majtki, które, opadając po wirujących nogach, zbiły się w nieforemną bryłę i cisnęło je w kąt. I tak nikt ich w tych czasach tu nie nosi, pomyślała.
Drzwi uchyliły się.
- Moge? - odezwał się siołowy.
- Juści, skoro drzwi was wpuści - odezwał się Lipka.
- Wpuści?..
- Ły.
- ? - zapytał siołowy
- Wpuściły, miało być, ale by nie byłoby rymu.
- A! - Siołowy wszedł i zasłonił się ręką widząc stojącą nieruchomo dziewczynkę. - Czy ona zawsze chodzi bez tych... No...
Lipka popatrzył na dziewczynkę.
- Nie. Nie wiem. Nie zawsze. Ale chyba zapomniała włożyć spódnicę. Może kiedyś tryumfalnie póńdzie na ulicę.
- A! - powtórzył siołowy. Niedawno opanował tę odzywkę i chętnie ją stosował, sądząc, nie bez racji, że brzmi inteligentnie. Popatrzył po izbie jeszcze raz. Jego bystre oko wyłuskało teraz z landszaftu czterodrzwiową szafę leżącą na podłodze, ale zobaczył też dagę w ręku dziewczynki. Dziewczynka wyjęła sobie dagę z ręki i szybko opatrzyła ranę. Teraz sokoli wzrok siołowego dojrzał Czarpara na łożu. Ten wyciągnął wargi w modlitewny ryjek i wytchnął:
- ...ć!...
- Klnie on czy o drogę pyta? - zapytał siołowy.
Lipka skrzywił się, ale chodziło o to, że naciągając struny swej zacnej lutownicy wkręcił sobie w strunę palec i teraz go bolało. Przypomniał sobie, że już kiedyś tak zrobił I też bolało.
- Kacentojfel gigant - mruknął.
Czarpar przekręcił się na bok i bryznął stekiem.
- Szkoda mięsa - mruknął Lipka.
Dwa psy, potężne i - posępne po matce - hryhurańskie szmergle rzuciły się do łoża.
- A gdzie on się tak nasapkał? - zapytał siołowy.
Lipka wyrwał palec ze zwoju struny i syknąwszy wsadził do ust. Zwój owinął się wokół języka. Też bolało i mówienie sprawiało pewną trudność. Dziewczynka wykonała pięknego szczupaka przez stół i stanęła w postawie pełnej niewysłowionej pomocy. Lipka wytrzeszczył oczy i zamachał na nią ręką.
- Bylihśmy na tarhowisku... - wychrypiał. - On szię upar, żhe bedzie starthował w khonkursie na odhłoszy żwierząt. Ale szię przedtem napił i potrafił ino robić uhu-hu-hu! I go zdysz... zdyszk... - ciągnął zwój struny. Język wibrował, drżał i wydawał melodyjne dźwięki, Lipka na moment przestał gadać i wsłuchiwał się w rodzącą w jego muzykalnym i poetyckim umyśle ballange.
- A! - pokiwał inteligentnie głową siołowy.
- Ale to dobrze - powiedział w końcu uwolniwszy język Lipka. - W domu też to powtarza, więc myszy, sądząc, że mamy puchacza uciekły.
- A! Właśnie z tym-żem przyszedł! - ucieszył się siołowy. - Sąsiedzi mię posłali, bym zapytał czy u was też tyle myszy się pojawiło?
- Nie, to nasze przeszły do nich - rzucił Lipka. - Wyszły od nas nasze myszy, wolały cudzy stryszek - rymnął Lipka.
- To będzie afferrum - skwitował siołowy. - Jak się dowiedzą - sprecyzował.
- Nie będzie, jak nie powiecie.
- No tak... - mruknął powątpiewająco siołowy.
Dziewczynka po dwóch flintach i czterech wypadach uspokoiła się i tylko podskakiwała usiłując wyciągnąć dagę z powały.
- A może?.. - Lipka, wystraszony tym "no tak" siołowego, wskazał na pół nocnika piwa.
Siołowy oblizał wargi.
- Pić... - doleciał szept od łoża. Od wyra, przepraszam.
Lipka rozlał piwo do szklanic. Stuknął w tę siołowego i nagle ryknął:
Pić, być p-janym jak szto-ok!
Pić cały dzień całą no-ooc!
Po
pijanemu, sam nie wiem cze-emu
Jakoś na duszy mi lże-ej!
- A! - rzucił siołowy siorbiąc piwo.
- Ole! - dodał Lipka.
Na ło... wyrku sapał Czarpar.