W izbie było ciemno.
Siołowy wsadził głową przez uchylone drzwi i węszył
chwilę.
- Ha, jesteście tam, Czarpar! - stwierdził.
- Skąd wiecie? -
zapytała ciemność po chwili.
Siołowy przekroczył próg i krzesał ognia. W tej
samej chwili przez nosem śmignęła mu szpic głowni miecza trzymanego wprawną
dłonią dziewczynki.
- O-p!.. - syknął siołowy i odskoczył. Oślepiona
płomykiem dziewczynka podniosła do oczu dłonie, przy okazji niemal otworzyła
siołowemu brzuch mieczem. Odskoczył ponownie. - Czemu tu tak ciemno?
- Druh
nasz i przyjaciel cierpi trochę - dobiegła z mroku odpowiedź. - A i dziecku
przyda się, kiedy trochę poćwiczy. Wszak ma zbawić świat.
- Ta, słyszałech -
zgodził się siołowy. - A druh?
- Lipcia? - zapytał gospodarz. Sięgnął do
stołu i podsunął siołowemu ogarek świecy. Kiedy ogienek zapełgał na knocie
Czarpar odchrząknął. - Pojechał w świat, żeby na wyborach zarobić, każda partia
swój hymen mieć chciała. Obskoczył siedem - powiedział z pewną dumą..
- O-ż!
Kurzył na urwisku!.. - stęknął siołowy i podrapał się po głowie.
- Co wy?
Znowu z tymi półgierkami? - zdziwił się nieprzyjemnie Czarpar. Każda rozmowa z
siołowym, miłośnikiem gry półsłówek, wymagała od niego pełnej umysłowej
dyspozycji, a o to nie było łatwo.
- No ta. Ale co z druhem?
- Z
Lipcią?
- No tak!
- No, sprzedał swoje hymny siedmiu partiom, ale się
okazało, że sprzedawał wszystkim ten sam. I w końcu któź, jakiś zdrajca, co z
partii do partii się przemykał odkrył, że to samo śpiewajo w partii zielonych
jak i szarych, błękitnych, czarnych i złotych. - Westchnął. - Doszło do
rękoczynów...
- Wpierdol złapał? - sprecyzował siołowy.
- Nie przy dziecku
- zdenerwował się Czarpar.
- A wy to co? - odszczeknął hardo siołowy.
- Co
- ja? - Czarpar zerknął w dół, na swój brzuch.
- Już my wiemy co - mruknął
siołowy.
- Kto - my?
W głosie Czarpara słychać było lekki dygot.
-
My!
- A co wy wiecie? - Czarpar oblizał pełne choć wąskie wargi. Potrząsnął
głową, warkoczyki niczym aureola zawirowały wokół jego głowy. - Wy i ten wasz...
chór wujów!
Siołowy nabierał powietrza, żeby ukrócić hardego Czarpara, ale
wyczuł zbliżające się od tyłu niebezpieczeństwo, poderwał się i odskoczył. W
zydel, na którym chwilę temu jeszcze siedział wbiła się klinga miecza
dziewczynki. Uderzenie było tak mocne, że wibracja wytrąciła jej broń z
ręki.
- Mądra Jola - mruknął z podziwem Czarpar i chytrze zerknął na
siołowego.
Tamten syknął i skinął z uznaniem głową. Podrapał się po
sterczącym z czubka głowy kołtunie.
- Wiecie, że od przyszłej kwadry w
naszych podwodach, któremi do grodu jeździmy, będą stangreci w nowych
czardachach obsługowali? I że będą dawali spyżę podróżnym?
- A kto
zapłaci?
- Podróżny, wiadomo!
- Wiadomo - sapnął Czarpar.
Ogarek syknął
i zaskwierczał, płomyk zakołysał się.
Zdenerwowany Czarpar, jak zawsze gdy
był zdenerwowany poderwał się i wykonał dwie zgrabne finty.
Kiedy umilkł
hałas zwalanych i rozbijanych sprzętów i Czarpar podnosił się z podłogi, siołowy
rozsunął nogą porozrzucane sprzęty i mruknąwszy coś na pożegnanie skierował do
drzwi.
Huknął z całej siły, żeby się zamknęły. W chacie cienko pisnęła
dziewczynka, towarzyszył jej ryk Czarpara.
- Jak to było?.. - mruknął do
siebie gamoniowaty siołowy z kiepską pamięcią. - Kurzył na czym? Użył na czym? -
Kilkanaście kroków dalej machnął ręką. - Zawsze mnie wybije z pantałyku... -
Smarknął i splunął. - Chyba użył... Tylko co?