6. Aktualnie się okładkami okładam...
Mocno ostatnio siedzę w temacie
okładek.
Nie, żebym sam zaczął je robić,
bo to by było wbijanie kolca ciupagi we własnego palucha (zgrabnie unikam
„strzału w stopę”), tylko pomysł „Kolekcji ED” wolno bo wolno, ale się
realizuje.
Obok macie już chyba siedem
sztuk, a będzie więcej. Joanna Szlanga, należy gdzieś-kiedyś-jakoś o niej
choćby wspomnieć, znakomicie zrealizowała mój pomysł, dość mętnie i niezręcznie
wyłuszczony. No i dobrze. Trzeba umieć się właściwymi ludźmi okładać, no -
otaczać. Temat okładki załatwia, jak napisałem Joanna Szlanga, doce i erteefy w
MOBI i EPUB zamienia Waldek Chomicki, na stronie zamieszcza niezawodny Andre
Szołtysik. Całej trójce należy się chwała i sława. Okładają towar już gotowy w
jeszcze lepszą i zgrabną gotowość, co, mam nadzieję, i wam, Czytelnikom, się
spodoba.
Powoli i nieuchronnie zmierzam do
sedna niniejszej nowomowy: do okładki.
A było tak...
Lata temu, kiedy nikt jeszcze nie
wiedział, że Luke Skywalker pójdzie na lata (świetlne) w odstawkę, a potem
nagle wróci, napisałem kolejną część cyklu o Owenie Yeatesie. Wymyśliłem mocny
(może mi się tylko tak wydaje?) i modny, bo angielski, tytuł „Flashback”.
Pojechałem z powieścią do Poznania. Tak, pojechałem, może nawet nie samochodem,
bo dopiero nań zarabiałem, a poczta elektroniczna jeszcze nie była wymyślona,
przekazałem trzycalowy dysk Przemkowi Ilukowiczowi, bo on miał i zarządzał
wydawnictwem CIA Books, w którym byłem przez kilka lat naczelnym koniem, z czym
było mi doooobrze! Omówiliśmy z szefem warunki, po czym doszliśmy do momentu
omówienia okładki. Siedzimy więc w livingu Przema, rozważamy warianty, a on
nagle podrywa się i woła:
- Tej?! - Woła tak, bo to był,
przypominam, Poznań. - Już wiem! Co się będziemy, za przeproszeniem, pieprzyć z
pomysłami, jak on jest!
I wyszarpuje z półki z płytami
winyla ze ścieżką dźwiękową do „Blade Runnera”. Vangelis,
przypominam/informuję, bo nie wiem, ile masz lat, Czytelniku...
- O - powiada - plastyk zabierze
dubeltówkę i zrobi z tego laser...
- Ale... - bąkam, przerażony
wizją procesów w Hollywood - ... tu jest Rachel, i w ogóle nie pasuje to, bo...
- Co nie pasuje? - woła
roznamiętniony własnym pomysłem Przemo. - Rachel się zabierze, bo ona do Pymy
nie pasuje... - Zafrasował się lekko i nagle puknął w czoło: - Będzie Teba!
Dalmatyńczyk wiadomo jak wygląda, nie? Tej, to jest genialne. Tak zrobimy!
I zrobił.
A ja co - byłem koniem, ale nie
słoniem. Śnić, że z wydawcą w spory wchodzisz - powiada sennik sybirski -
niechybnie mieć biegunkę i kaszel jednocześnie.
Zgodziłem się.
No i teraz, dopiero po latach,
dopadła mnie zemsta Vangelisa: oglądam sobie film jakiś, nagle facet,
przymierzając się do romantycznych czterdziestu minut, wyjmuje z półki płytę i
pokazuje równie przymierzającej się partnerce, a mi pikawa skacze: MOJA
KSIĄŻKA!!!
A nie, to płyta Vangelisa...
No trudno, kara być musi.