2000-11-09
Pisarz SF na spotkaniu z czytelnikami broni swego prawa do hiperboli, do przesady jako chwytu literackiego. Podaje przykład: gdybym chciał zainterestować społeczeństwo domniemanym problemem lesbijek to najłatwiej to zrobić pisząc opowiadanie, w którym lesbijki opanowały świat. Nie jest to chwy nowy czy jakoś szczególnie oryginalny, ale taki chwyt istnieje.
Po spotkaniu - porwanie przez komando lesbijek, jedną skądś zna, chyba strażniczka w markecie pod domem. Lesbijki oklejają jego ciało plastrami do depilacji i depilują. Piski, pomstowanie, przekleństwa, groźby. Potem trzy panienki kochają się.
- A ty co - myślisz, że tylko cię rozpalamy? Że zac chwilę jedna cię dosiądzie, a druga usiądzie na twarzy? A może jedna weźmie do ust, a druga da cycuszki do całowania? Albo jedna weźmie ci ptaka między piersi, a druga zbombarduje biustem buźkę?
Ogląda się na koleżanki. Chórem:
- Rozczaro-wa-a-a-a-nie!..
Śmiech.
Potem wzwód, pękają spodnie (?). lesbijki zaintrygowane. Niby odchodzą, ale są zainteresowane. Potem jedna wraca. Widzi pkoszmarną pałę, rozbiebra się i wsiada na faceta.
Tu jest pointa, więc ten fragment wyciąłem (przyp. autora)
__________________________________________________________________________________________________________
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby aż tak się "wyszczerzać" na tym spotkaniu. To był element mojej filozofii ideologii - skoro wczepiłem się bez postronnej pomocy w podjąłem się zawód jęcia pisarza, skoro ludzie inwestują w moją produkcję, to należą im się maksymalnie szczere spotkania odpowiedzi - stąd, chętny czy nie, ale nie odmawiałem nigdy spotkańspotkań i promocji, a na spotkaniach starałem się być jak tylko to możliwe maksymalnie szczery. No, bez przesady, na pytanie czy zdradzam żonę przy każdej okazji odpowiedziałbym, że nie.
- ... Skoro więc widzę jakiś problem, i chcę o nim pisać zastanawiam się jak trafić z tym do czytelnika - mówiłem. - Czasem używa się hiperboli, starego jak świat chwytu - przesada, maksymalizacja. Biorę zatem jakiś problem, powiększam go do absurdu i prezentuję czytelnikowi jak gdyby nigdy nic, jakby było to coś normalnego. Niech sam pomózguje - uśmiechnąłem się miło do sali. - Jeśli więc piszę, że Afroamerykanie zawładnęli Ameryką, to nie jest to wyraz mojego strachu czy próba prekognicji, nie. Po prostu ja widzę problem w nadal istniejącym podziale na białą i czarną Amerykę i chcę na to zwrócić uwagę innych. Nie jest ta powieść wyrazem moich poglądów, nie jestem ani rasistą, ani członkiem Czarnych Panter. Gdybym napisał powieść, w której tylko lesbijki mogą wziąć udział w podróżach kosmicznych, to też nie znaczyłaby ona, że jestem lesbijką, ani że chciałbym nią być, ani że je potępiam.
Jedna z uczestniczek wstała i wyszła. Lesbijka?. Hałas odsuwanego krzesła zwrócił uwagę niemal całej sali na nią. Gdy twarze zwróciły się w moim kierunku, postarałem się bez słów skomentować wyjście tej dziewczyny. Udało mi się - rozległ się głośny śmiech, a potem oklaski. Często udawało mi się dobrze wykorzystać swoje jakieś tam umiejęTności aktorskie. To był dobry moment na zakończenie spotkania.
- Dziękuję państwu - wstałem i klasnąłem kilka razy.
Podpisałem kilka egzemplarzy "Czarnej rozpaczy". Nie za dużo. Ale bywało i gorzej.
Podziękowałem Heriessie za udane spotkanie, zwyczajowo obiecałem jej, że wpadnę tu w każdej chwili, a sobie, że będę unikał jej księgarni. Wyszedłem na ulicę. Spacerek czy siedzenie w korku? Korek, zdecydowałem, posiedzę, podumam. Akurat zwalniała taksówka, podskoczyłem w jej kierunku, gdy stanęła wskoczyłem do wnętrza i powiedziałem do dziewczyny w szopie dredów za kierownicą:
- Pacific Line. Możesz dookoła, centrum na pewno jest zakorkowane i...
Drzwi odskoczyły, a do wnętrza wskoczyła jakaś kobieta. Odwróciłem się do niej, żeby uświadomić, że wskoczyła do zajętej taksówki, ale była szybsza. Coś z wyciągniętej dłoni trysnęło mi w twarz, zakrztusiłem się i zwaliłem w ciemność.
Odzyskując przytomność poczułem plamę chłodu na skórze w zgięciu łokcia. Poderwałem głowę pod wpływem niedobrego przeczucia, i miałem rację - igła już ulatywała w przestrzeń, chłodny wacik pocierał moją skórę. Szarpnąłem się, ale niewiele miałem wolności - dwa ruchy kończynami i głową wyjaśniły mi moje położenie. Przypięty pasami do solidnego szpitalnego łóżka. Pokój zwyczajny, sypialnia, olbrzymie owalne łoże. Dwa trema po obu stronach, miliony flakoników i słoiczków na nich. Dziewczyna ze strzykawką byłą tą samą, która podjechała taryfą pod księgarnię Heriessy. Nic dziwnego - szprycerka jakaś cholerna.
- Co robisz?.. - Na końcu języka miałem kilka precyzujących określeń, ale to ja byłem spętany, a ona miała strzykawkę.
Nie zainteresowało jej moje pytanie, spokojnie odsunęła się od łoża. Wyszła z pokoju! No, szlag by trafił?! Z całej siły napiąłem mięśnie nóg, z przyjemnością usłyszałbym trzask zrywanych opasek, ale to było tylko pobożne. Szarpnąłem rękami, potem skoncentrowałem się na prawej, na koniec, już zdyszany, spróbowałem z lewą.
Shit!
Porwanie. Zostałem porwany? Jezu, po cholerę? Co mi chcą zabrać - cztery tysiące z konta czy prawo do odwiedzin Jane? Czy...
O kurde! Baby! Same baby: w taryfie dwie, tu jedna z nich. Stop! Ta, co wyszła z saloniku przy księgarni? Naraziłem się lesbisiom?! No nie! NIE!!
Weszły przez drzwi. Jedna - ta, co wpijała mi się w żyłę, drugiej nie znałem. Ogolona, ale kształtna czaszka. Czy może usiłuje pokazać, że jest tą męską częścią związku? Całe stada kolczyków - po kilka pięter w małżowinach usznych, kuleczki w nozdrzach, jedna nad brwią. Pewnie kilka jeszcze pod ubrnaiem - pępek, może łechtaczka.
Byłem pewien, że podejdą do mnie i się zacznie - jedna pogłaszcze po głowie, pocałuje przelotnie, kusząco, zwodniczo, i ucieknie, druga - jedną rękę wsunie w szczelinę bluzki i zacznie się głaskać po piersi, wysuwając namiętnie język, którym omiatać będzie swoje pełne wargi. Ewentualnie którać któraś wsunie dłoń w moje spodnie i zacznie się znęcać.
Przygotowałem się. Nastawiłem. Zaparłem się w sobie..
A one przemaszerowały przez pokój i zaczęły się całować przy łożu. Dłoń z pomalowanymi na czarno paznokciami spoczęła, jak się to mówi, na kształtnej dupce tej ogolonej, druga - co widziałem mimo że włażściwie przylgnęły do siebie - wśliznęła się pod skórzaną koszulę i masowała jej pierś. Zaparłem się jeszcze mocniej.
Odwróciłem na chwilę wzrok. Mlaskały, ścierwa, pomrukiwały i krótko posykiwały, widocznie gdy pieszczoty przybierłay na ostrości - za mocno uszczypnięTy sutek, przygryziona warga, pociągnięty kolczyk, paznokietki wpite w skórę. Usłyszałem jak stęknął materac pod ich ciałami, zaszeleściła jedwabna czy jakaś tam, grunt że połyskująca kapa, pisnęła skóra kozsuli, po której przejachała rozgorączkowana spocona dłoń.
Nie wytrzymałem, ootworzyłem oczy i odwróciłem głowę w ich stronę. W końcu, to co się widzi podnieca mniej, niż to, co sobie sam projektuję, wyświetlam w mózgu. I rzeczywiście - nic się właściwie niezwykłego nie działo. Ta pielęgniareczka - Sandro-o-o... Och! - jęknęła do niej ta z ćwiekami, więc miała na imię wyszukanie: Sandra - ssała sutek swojej przyjaciółki, a obrączka w sutek wszczepiona co jakiś czas cicho dzwoniła jej na zębacz. Raczej śmieszne, niż podniecające. Jedna ręka Sandry ogniatała drugą pierś, a druga już orała kępkę włosów na podbrzuszu przyjaciółąki. Ta, z kolei, choć wyglądem sugerowała mocniejszą istotę, dawała się pieścić, nic w sumie nie przedsiębiorąc w zamian. Zalediwe tarmosiła włosy Sandry, gałskała ją po głowie, ale przed wszystkim prężyła się, wyginała, napinała mięśnie i konsumowała.
************************************************************